poniedziałek, 18 marca 2013

Biznes robiony na zwierzętach

Berlin posiada dwa ogrody zoologiczne. Większy i starszy z nich to Berliński Ogród Zoologiczny otwarty 1 sierpnia 1844 roku, posiadający 14 tys. zwierząt i mieszczący się na obszarze 35 hektarów. Drugi to Tierpark Berlin utworzony w 1955 roku, posiadający ponad 7 tys. zwierząt ulokowanych na obszarze 160 hektarów.

Być może niektórzy jeszcze pamiętają historię małego niedźwiedzia polarnego o imieniu Knut. Kilka lat temu media podały informację [wp.pl, dostęp 17.03.2013] o dwóch niedźwiedziach polarnych, które przyszły na świat w Berlińskim Ogrodzie Zoologicznym. Ponieważ oba, zaraz po urodzeniu, zostały odrzucone przez matkę, to trafiły pod opiekę pracowników zoo. Niestety w krótkim czasie jeden z nich zdechł, zaś jego silniejszy brat szybko stał się ulubieńcem wszystkich zwiedzających niemieckie zoo. Mało tego: Knut stał się symbolem ochrony zwierząt, a w blasku jego sławy wygrzewał się również ówczesny minister ochrony środowiska Sigmar Gabriel. I o ile media bardzo szeroko rozpisywały się o popularności puszystego niedźwiadka, to już o jego śmierci w wieku zaledwie czterech lat, mało kto wspominał.

Frank Albrecht, obrońca praw zwierząt, przy okazji historii z małym Knutem, podniósł kwestię związaną z realną krzywdą jaką ludzie wyrządzają dzikim zwierzętom wychowując je w niewoli. Ta pozorna opieka i pomoc, tak naprawdę w niczym nie służą zwierzętom, a bezrefleksyjne dokarmianie porzuconych przez matkę noworodków jest sprzeczne z naturą. Frank Albrech pytając ironicznie czy porzucone przez matkę niedźwiadki zostaną uśpione, tak jak to miało miejsce w podobnej sytuacji w zoo w Lipsku, został zaszufladkowany przez media jako ten, który domaga się uśmiercania zwierząt urodzonych w niewoli: "Obrońcy praw zwierząt chcą śmierci misia" [gazeta.pl, dostęp 17.03.2013]

Zatem skoro ani "sztuczne" wychowywanie i dokarmianie przez ludzi ani tym bardziej usypianie nie są dobrym wyjściem z sytuacji, to co robić ze zwierzętami przychodzącymi na świat w ogrodach zoologicznych? Odpowiedź wydaje się być raczej oczywista: nie dopuszczać do rodzenia się tam tych sworzeń a te, które już przyjdą na świat w niewoli przygotowywać do samodzielnego życia na wolności i w odpowiednim czasie wypuszczać do naturalnego środowiska. Zoo nie powinno być namiastką natury gdzie rodzą się i wychowują zwierzęta w warunkach alternatywnych do naturalnych. Ogrody zoologiczne nigdy nie stworzą im odpowiednich warunków i nigdy nie nauczą zachowań oraz instynktów potrzebnych do przetrwania w naturze. Wybiegi nawet jeśli będą zajmowały olbrzymie połacie ziemi, to również nie dorównają bezkresnym sawannom, puszczom lub morskim głębinom. O ile zwierzęta roślinożerne, być może dały by sobie radę ze zdobyciem pokarmu w warunkach naturalnych, to o wiele gorzej przedstawia się sytuacja drapieżników. Te zawsze będą otrzymywać pożywienie od człowieka, który je wcześniej dla nich przygotował (czytaj: zabił). Swoją drogą ciekawe jest, że np. tygrys nigdy nie dostanie w zoo żywego królika lub kury którą musiałby najpierw upolować, aby się najeść do syta. Czy ktoś kiedykolwiek widział delfiny albo foki karmione żywymi rybami? Być może ludziom opiekującym się drapieżnikami w zoo trudno pogodzić się z myślą, że ich pupil żywi się zwierzętami, którymi kilka klatek dalej opiekuje się ich kolega. Natura działa na swój sposób od tysięcy lat i gdyby nie chore pomysły człowieka, to dzikie zwierzęta nie były by zagrożone wyginięciem ani skazane na wegetację w sztucznych warunkach zoologicznej zagrody. Wspomniane wcześniej zoo w Lipsku posiada niedźwiedzicę imieniem Dolores, która z nieznanych przyczyn straciła futro [dailymail.co.uk, dostęp 17.03.2013]. Można się tylko domyślać jak bardzo to zwierzę jest szczęśliwe.

Wynaturzenia spowodowane sztucznymi warunkami życia oraz choroby genetyczne zwierząt więzionych w ogrodach zoologicznych, każą zastanowić się nad tym jaki jest prawdziwy powód istnienia tych przybytków. Ciekawie historię Knuta oraz pandy Tai Shan z zoo w Waszyngtonie opisała Anne Applebaum [onet.pl, dostęp 17.03.2013]. Niestety smutna prawda jest taka, że właściciele ogrodów zoologicznych za nic mają dobro przebywających tam zwierząt. Nawet jeśli starają się im urządzić w zoo jak najlepsze warunki do życia, to robią to z myślą o zyskach jakie wygenerują potem ich zwierzęta, przyciągając jak największe ilości zwiedzających. Zoo w Berlinie, podobnie jak inne ogrody, to firma zatrudniająca pracowników i licząca na przychód, a nie na straty. Źródła internetowe podają, że w okresie największej popularności Knuta odwiedzało je dziennie 30 tys. osób, a jego akcje podrożały trzykrotnie. Czy opisane powyżej powody nie są wystarczające do tego, aby ogrody zoologiczne przestały być firmami notowanymi na giełdach a zaczęły naprawdę opiekować się zwierzętami? Jedynym powodem usprawiedliwiającym przebywanie jakiegoś zwierzęcia w zoo powinna być sytuacja kiedy dany osobnik, np. z powodu choroby lub wypadku, nie dał by rady przeżyć w swoim naturalnym środowisku. Argument jakoby zoo pomagało przetrwać gatunkom zagrożonym wyginięciem jest chybiony, ponieważ zwierzęta takie stanowią zazwyczaj znikomy procent wszystkich przetrzymywanych w ogrodzie. W przypadku tych zagrożonych gatunków, ogrody zoologiczne nie powinny tworzyć im jakiś sztucznych warunków do egzystencji, ale w miarę możliwości wypuszczać do naturalnego środowiska te osobniki, co do których jest pewność, że sobie w nim poradzą samodzielnie.