niedziela, 20 października 2013

Powrót dopalaczy

Równo 3 lata po tym jak jesienią 2010 roku inspektorzy Sanepidu zamykali kolejne sklepy z tzw. dopalaczami, dziś znów możemy usłyszeć o przypadkach zatruć tymi substancjami. 23-letni wówczas, Dawid Bratko, okrzyknięty przez bezmyślnych dziennikarzy mianem Króla Dopalaczy, dziś pewnie prowadzi dalej swój interes, tyle tylko, że pewnie bardziej subtelnie i w większym ukryciu. W internecie bez większego problemu znaleźć można kilka stron oferujących te substancje i gwarantujących dyskretną przesyłkę zamówionego towaru pod wskazany adres. Całe to zamieszanie z dopalaczami przypadające na przełom 2010 i 2011 roku określić można jednym zdaniem: był temat - media trąbiły (wymyślając sobie przy okazji głupawe pseudonimy) a politycy prześcigali się w zapewnieniach jak to ostro i stanowczą będą walczyć z tym zagrożeniem. Przypomnijmy chociażby słowa premiera Tuska: „W walce z dopalaczami, jak będzie trzeba, będziemy działać na granicy prawa” [wp.pl, dostęp 20.10.2013].

I co panowie politycy zwalczyliście już to zagrożenie o nazwie dopalacze? Kolejna walka z wiatrakami i wydawanie publicznych pieniędzy... Znów wszczęte będą śledztwa, aby sprawdzić co zawiera dany produkt trzeba będzie wykonać ekspertyzy, badania no i oczywiście wszystkim tym ludziom zaangażowanym w walkę z dopalaczami zapłacić pensję za ich pracę. Szkoda tylko, że z naszych podatków. Są, to się wydaje. Będziemy mieli kikla tygodni wrzawy w mediach oraz ciężkiej pracy prokuratury i sądów, być może, że ktoś nawet zostanie skazany, a potem sprawa znów przycichnie na kilka lat. Osoby zajmujące się sprzedażą zejdą do większego podziemia - wszystko będzie toczyło się jednak dalej po staremu.

Panie Tusk, skoro jest pan tak bardzo zdeterminowany do walki z dopalaczami, to może koszty tej walki pokrywałby pan z prywatnych środków? Nie po raz pierwszy politykom trudno zrozumieć, że walka z pewnymi zjawiskami nigdy nie przyniesie sukcesu i dopóki jakiś człowiek swoim działaniem nie wyrządza krzywdy innemu, to nie powinien być przez nikogo ścigany ani pociągany do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Tak naprawdę jedynymi winnymi są tutaj osoby, które spożyły te środki, bo przecież nikt nikogo do ich zażywania nie zmuszał.

No cóż, ale jeśli nadarza się okazja pojawić się przed kamerami i popisać się swoją troską o społeczeństwo, to kto by z niej nie skorzystał? Szkoda tylko, że nasze społeczeństwo jest nadal na tyle głupie, że daje się nabierać na taką fałszywą troskę i nie rozumie jak naprawdę powinien być ten „problem” załatwiony. Wystarczyłoby bowiem, wprowadzić przepis, który zabraniałby darmowego leczenia w publicznej służbie zdrowia osób, które zatruły się niejako na własne życzenie. Narkotyki twarde czy miękkie, dopalacze, substancje kolekcjonerskie - nieważne jak je nazwiemy: jeśli je zażyłeś, to leczysz się na swój koszt. Oczywiście pewnie wtedy nikt do ich zażywania by się nie przyznawał i należałoby wydać pieniądze na przeprowadzenie testów, co tak naprawdę zaszkodziło danemu delikwentowi. Jednak jeśli okazałoby się, że świadomie zażył on jedną z tych, wtedy już dozwolonych substancji, to również koszty przeprowadzenia takiego badania, pokrywałby z własnej kieszeni.

sobota, 5 października 2013

Silk Road zamknięty

Silk Road to (w dużym uproszczeniu) miejsce wymiany towarów i usług, działające w ukrytej sieci internetowej TOR. Więcej o zasadzie działania Silk Raod przeczytać można we wpisie z 26 lutego br.

Początek końca SR nastąpił 30 sierpnia br. Wtedy to, jak informuje portal niebiezpiecznik.pl, agenci FBI aresztowali niejakiego Rossa Ulbrichta (l. 29), właściciela i głównego administratora Silk Road. Chociaż samo śledztwo i zatrzymanie jest niezmiernie ciekawe i wielowątkowe (oraz pokazuje jak wiele błędów popełnił Ulbricht pomagając ścigającym go służbom), to jeszcze ciekawszą informacją jest to, jak szybko pojawiły się plany stworzenia nowego ukrytego forum wymiany. Zgodnie z powiedzeniem, że rynek nie znosi próżni, zaledwie kilka dni po zamknięciu SR, pojawiają się głosy o utworzeniu Silk Road v2.0. Dzieje się tak, ponieważ sama zasada działania ukrytej sieci TOR nie została zachwiana i w dalszym ciągu (przy zachowaniu odpowiedniej ostrożności) jest to bezpieczny rynek dający anonimowość przy wymianie dóbr. Również krypto waluta Bitcoin, używana jako główny środek płatniczy przy tego typu transakcjach, co do zasady swojego działania, wyszła z całego zamieszania obronną ręką. Jak podaje serwis techcrunch.com, po dwuletnim śledztwie nad Silk Road i wydaniu na to tysięcy, jeśli nie milionów dolarów, programiści są w stanie zaledwie w ciągu kilku tygodni stworzyć nowy, bezpieczniejszy rynek wymiany towarami i niejako rozpocząć „zabawę” od nowa.

Trochę to przypomina pracę policyjnych wydziałów do zwalczania przestępczości narkotykowej. Czy przestępczość ta będzie kiedykolwiek zwalczona? Nie, bo nie chodzi o to, aby złapać króliczka, ale by go gonić. Póki jest kasa na etaty, to trzeba się cieszyć i „szanować” pracę, bo jak zrobimy już wszystko, to nie będziemy potrzebni i nas zwolnią. Narkomania zawsze była, jest i będzie. Jak można tworzyć w policji wydział do walki z nią? Równie dobrze można by było utworzyć Wydział do Przeciwdziałania Tworzeniu się Chmur Pierzastych, albo Wydział do Walki z Żółknięciem Liści. Kolejna kwestia, to jak można ścigać i karać ludzi, którzy swoim działaniem nie wyrządzają ani krzywdy, ani szkody innym ludziom?

Sporym optymizmem napawa jedynie fakt, że to średniowieczne myślenie i postępowanie nie obroni się przed nowoczesnymi technologiami. Powoli staje się jasne, że anonimowość w przepływie towarów i środków pieniężnych, może być faktem. To z kolei oznacza, że wszechobecne macki aparatu kontrolno-karnego mogą już nie być w stanie dosięgnąć np. ludzi handlujących na stronach typu Silk Road. I oby tak dalej.