czwartek, 19 grudnia 2013

n-ta reforma służby zdrowia

Odwołanie przez ministra Bartosza Arłukowicza pani Agnieszki Pachciarz ze stanowiska prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia zostało uzasadnione brakiem dobrej woli ze strony urzędników z NFZ przy weryfikacji pacjentów w systemie eWUŚ. Wygląda na to, że ta dymisja jest poniekąd kolejnym etapem reformy polskiego systemu opieki zdrowotnej. Kto pamięta, który to już etap? System publicznej opieki medycznej jest od wielu lat w procesie permanentnej reformy. Najpierw powołanie Kas Chorych, potem ich zastąpienie oddziałami NFZ, teraz likwidacja centrali NFZ i powołanie na jej miejsce Urzędu Ubezpieczeń Zdrowotnych, tworzenie jakiś „map zapotrzebowania”... Cały ten teatr służy tylko temu, żeby stwarzać pozory, że coś się robi, bo kolejki w przychodniach i szpitalach jak były tak są nadal. Być może w kuchni ministerstwa zdrowia nie chodzi o to żeby coś ugotować, a jedynie o to żeby ciągle mieszać w garnkach.

Prawdopodobnie kariera p. Arłukowicza na jego ministerialnym stanowisku zakończy się w 2015 roku, czyli po najbliższych wyborach parlamentarnych. Jeśli nie wcześniej, bo od samego mieszania herbata nigdy nie robi się słodsza, a cierpliwość premiera Tuska też ma swoje granice. Prawdopodobnie po nim powołany zostanie nowy minister, który znów będzie wymyślał nowe reformy, przekształcał jedną instytucję w drugą, itp. Wszystko tylko po to, aby nie przyznać głośno, że system opieki zdrowotnej w obecnym kształcie jest nie do uratowania. Zawsze kiedy coś jest za darmo, to jest to nadużywane. Fikcyjnie darmowa służba zdrowia tak naprawdę kosztuje kieszenie podatnika znacznie więcej niż wynoszą realne koszty leczenia z jakiego tenże podatnik korzysta. Te braki finansowe albo łata się doraźnie (nomen omen) zastrzykami pieniędzy z innych podatków, albo pacjent słyszy w prost, że musi za coś dodatkowo zapłacić. Ciągle jednak każdy pacjent twierdzi, że służba zdrowia jest darmowa i wszystko mu się należy za darmo i w najlepszej jakości. Począwszy od zwykłego zastrzyku a skończywszy na skomplikowanych operacjach serca czy, głośnych ostatnio, rekonstrukcjach twarzy. Nie można każdej choroby czy zabiegu traktować tak samo: płacisz, a potem masz za darmo.

Grafika pochodzi ze strony preser.pl

Przekonała się już o tym niemiecka służba zdrowia. Starzejące się społeczeństwo, napływ imigrantów, a także wewnętrzne migracje zarobkowe spowodowały, że publiczny system ubezpieczeń zdrowotnych stanął na granicy bankructwa. Konieczne tam było dopuszczenie prywatnych ubezpieczycieli do rynku niektórych usług medycznych. Zapowiadane przez ministra Arłukowicza ustawy zdrowotne również mają wprowadzić odpłatność za niektóre świadczenia. To posunięcie w dobrym kierunku. Stopniowo jak najwięcej prostych zabiegów, usług ambulatoryjnych czy wizyt lekarskich powinno być płatne z góry (jak usługa hydraulika czy fryzjera) lub pokrywane z indywidualnych ubezpieczeń pacjentów. Powinno to jednak odbywać się przy jednoczesnym pomniejszaniu składek zdrowotnych płaconych przez podatników. Rzeczywistość niestety jednak długo jeszcze będzie wyglądała tak, że minister finansów wyciąga od obywateli pieniądze na służbę zdrowia, a obywatele w zamian dostają możliwość skorzystania z płatnej opieki zdrowotnej. Smutne jest również to, że opozycja i większość środowisk lekarskich, będą ślepo i jak najgłośniej krytykowały tą ustawę. Jak zwykle wszyscy na ustach będą mieli wyświechtane frazesy o dobru pacjenta, kiedy tak naprawdę będzie im zależało tylko na jednym: opozycji na tym żeby zaistnieć, lekarzom na tym, żeby na zmianach nie stracić finansowo.