niedziela, 15 września 2013

Nasza wolność...

29 maja br. w Pałacu Prezydenckim odbyła się debata „Nasza wolność… Polacy po 24 latach przemian”, zorganizowana przez Centrum Badania Opinii Społecznej. Spotkanie miało miejsce w związku ze zbliżającą się rocznicą 4 czerwca 1989 roku – pierwszych częściowo wolnych wyborów w powojennej Polsce.

Rzeczywiście warto przy okazji tej rocznicy zastanowić się nad tym na ile tak naprawę jesteśmy wolni. Prawdą jest, że nie żyjemy w totalitarnym, zniewolonym kraju. Śmiesznie brzmią te wszystkie nawoływania do walki w obronie demokracji, które tak naprawdę są tylko pretekstem do rozrób, awantur lub podpalenia wozu transmisyjnego TVN-u. Jednak czy jest aż tak różowo, że można odetchnąć z ulgą i powierzyć swoje losy w ręce polityków. Czy rzeczywiście - zytując prezydenta Bronisława Komorowskiego - "jest z czego się cieszyć".

Chyba najlepiej sprawę wolności znają kierowcy. Wystarczy bowiem rozmawiać, przez telefon komórkowy w trakcie jazdy, nie zapiać pasów, bądź nie przewozić dziecka w specjalnie do tego celu przystosowanym foteliku. Pierwszy napotykany na drodze policjant bardzo szybko wytłumaczy wolnemu kierowcy, gdzie nasz kraj ma jego wolność. Podobnie ma się kwestia narkotyków, środków dopingowych zabronionych w sporcie, czy tzw. dopalaczy czy innych nielegalnych używek. Zabawne, że ci sami politycy, którzy raz bronią społeczeństwo przed np. marihuaną, kiedy tylko zwęszą, że zmienia się nastawienie społeczeństwa do tej używki, to zmieniają swoje poglądy o 180 stopni, żeby tylko nie iść pod prąd. Jako przykład można tu podać zmianę nastawienia amerykańskich polityków do kwestii szkodliwości marihuany (W USA przyznają się do pomyłki ws. marihuany). Ciekawie na temat wolności współczesnego człowieka wypowiedział się George Carlin. W jednej z debat telewizyjnych podkreślił, że współczesny zwykły, szary człowiek ma jedynie iluzję wolności i wybierania czegokolwiek.


Dobrym przykładem na to co o kwestiach wolności myślą politycy, jest ostatnia wypowiedź Eugeniusza Kłopotka z PSL. Pytany przez dziennikarza Wiadomości TVP o to jaką odpowiedzialność poniesie była minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak (również PSL) za błędną ustawę zabraniającą emerytom pracy na etacie, odpowiedział, że „odpowiedzialność jest co 4 lata przy urnie wyborczej” [Wiadomości, 19.30 13.09.2013]. Jasne, tylko kto w proporcjonalnej ordynacji wyborczej układa listy kandydatów? O to już jednak spolegliwy reporter nie dopytał. Może obawiał się, że jak będzie za bardzo dociekliwy lub będzie zadawał trudne pytania, to politycy nie będą mu chcieli udzielać wywiadów? Brak materiału do głównego wydania Wiadomości = brak kasy na wypłatę. Kolejny przykład jak dziennikarze „smerają się po majciochach” z politykami, udając tylko dociekliwość i nonkonformizm.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz